Friday 15 August 2014

KUBUS

Kubus w naszym domu pojawil sie jakos chyba w czerwcu albo pod koniec maja..dokladnie juz nie pamietam.Pamietam, ze robilam cos przed domem i ciagle wedrowalam po cos do szopy w ogrodzie. Gdy tak sobie  wedrowalam za ktoryms razem spotkalam Kubusia przy furtce. Byl bardzo przestraszony i siedzial nieruchomo przy plocie.Odrazu pomyslalam,ze sie zgubil.....jednak w poblizu nie widzialam matki ani innych kroliczkow. Na szczescie przyjechal Jerry i postanowilismy malucha wziazc do domu.Zupelnie nie znam sie na krolikach ale bylam pewna,ze takie malenstwo to jeszcze matka karmi...wiec Jerry pojechal do sklepu dla zwierzat po podstawowy  ekfipunek dla malucha(butelka,smoczki i mleko) Karmilam go kilka razy dziennie bo wypijal jednorazowo 1 lyzeczke od herbaty a czasami nawet mniej. Jerry nie mogl nadazyc z kupowaniem smoczkow..codziennie przegryzal...juz myslalam, ze zbankrutuje.....:-)))
 


Na poczatku nie bardzo wiedzialam gdzie zrobic mu poslanie wiec polecialam po karton ..niestety uciekl z niego.Przynioslam wiec wysoki plastikowy pojemnik i w nim zrobilam mu poslanie.Pojemnik wstawilam do Jerrego pokoju i zamknelam drzwi aby przypadkiem ktorys z kotow nie zrobil Kubusiowi krzywdy. Chyba w tym pojemniku spedzil ze 3 dni i zaczol wyskakiwac z niego.Normalnie gdybym tego nie widziala to bym nie uwierzyla,ze taki malutki kroliczek potrafi w pionie tak wysoko skakac(pojemnik byl ponad metr wysoki ).
Nie bardzo wiedzialam co dalej wiec postanowilam umiescic go w klatce dla kotow i zamknac w lazience.
 
 
Mialam spokoj chyba ze dwa dni..siedzial sobie grzecznie w klatce.....ale trzeciego dnia klatka byla pusta.Lazienka zamknieta, klatka zamknieta a krolika nie ma. Szukalam go chyba ze trzy godziny..w panice dzwonilam tez do Jerrego czy przypadkiem nie wypuscil Kubusia.....niestety..Kubus zniknol. Bylam przerazona......przeszukalam wszystkie zakamarki .....juz myslalam,ze jakims cudem przecisnol sie przez kratke w podlodze i wszedl do ogrzewania.Teraz latem.... zamiast ogrzewania dziala klimatyzacja a ja jak ta glupia latalam po domu i przystawialam ucho do kratek czy gdzies tam nie slychac mojego Kubusia....nawialo mi w ucho jak nie wiem co. Pod wieczor juz zwatpilam...pora karmienia sie zbliza a Kubusia nie ma. Wzielam recznik pochlapany mlekiem ,na ktorym karmilam Kubusia i rzucilam na podloge w kuchni.......pomyslalam sobie..ze,jak bede szla na dol to go wezme do pralni.Cos tam jeszcze robilam i w pewnym momencie patrze i wlasnym oczom nie wierze.........
Kubus siedzi sobie na reczniku i czeka na karmienie.
 
Na szczescie  zaczol rosnac i juz cwaniaczek nie mogl wydostac sie z klatki.

Przestalam go juz karmic mlekiem ale za to musialam mu przynosic codziennie mlecz. Zazwyczaj zbieralam po drodze jak wracalam z pracy.Pochlanial tego strasznie duzo... oprocz tego salate, marchewki a Jerry przyniosl mu chrupki dla krolikow. No i sie zaczelo bo jak chrupki to musi miec wode a wode ciagle wylewal i mialam sprzatanie.
 W kazdym badz razie apetyt mu dopisywal i zaczol rosnac z dnia na dzien

 
Przyszedl dzien ,w ktorym pstanowilam go wypuscic na wolnosc. Facet ze sklepu dla zwierzat mowil,ze taki dziki krolik nie da sie oswoic ( ponoc warjuje) Byl juz na tyle duzy,ze powinien zaczac zyc juz na wolnosci. Jerremu bylo szkoda Kubusia (przywiazal sie do niego)..mnie tez bylo szkoda sie z nim rozstac....ale dla dobra Kubusia wzielam sie w garsc i postanowilam go wypuscic.



Wynioslam go do ogrodu i otworzylam klatke... a sama czekalam w poblizu kiedy wyjdzie i wiecie co.......................czekalam, czekalam i sie nie doczekalam. Na poczatku siedzial i podziwial widok na zewnatrz klatki  a pozniej odwrocil sie tylem do wyjscia i nie chcial wyjsc z klatki.  Jerry sie cieszyl a ja musialam go zabrac z powrotem do domu.

                                                                                  Pozdrawiam

                                                                                         wiewiorka

2 comments:

Susan said...

Zwierzęta lgną do dobrych ludzi :) Możliwe, że Kubuś uznał Was za swoje stado :) Urszulo, juz od jakiegoś czasu czytam sobie co tam u Ciebie i niezmiennie Cie podziwiam za całokształt. Przy Tobie czuje sie co prawda jak patentowy leń ;) ale cóż. Jest sobie kogo stawiac za wzór jak mnie ów leń dopadnie. Przeglądnełam sobie tez Twoje dzierganki i... no cóż jestem jednym wielkim kompleksem ;)
Nie wiem czy masz wakacje, czy urlop (a może ani jedno ani drugie) ale życze Ci miłego wypoczynku.
Pozdrawiam serdecznie

wiewiorka said...

Oh Susan, dziekuje za tak mily komentarz ale z tym leniem to nie przesadzaj. Zagladam do Ciebie od czasu do czasu izaden z Ciebie len. Ja lapie 10 srok za ogon i dlatego moje dzierganki poszly w kat ....ale niedlugo wroca do lask jak tylko sie uporam z remoncikami.Teraz i tak ciagle chodze wymazana w jakis farbach.. a len tez mnie dopada i wszystko sie slimaczy
Pozdrawiam