Tuesday 11 September 2012

Kocia rodzina



Na temat Pelasi pisalam juz wczesniej. Jak karmila kociaki to trzymala sie bisko domu i kilka razy dziennie przychodzila do kuchni na sniadanie. Mozna powiedzic ,ze juz sie calkowicie  oswoila. Daje sie poglaskac,wskakuje na krzeslo w kuchni i juz nie jest wystraszona gdy  zamkne drzwi wyjsciowe..........bo wie,ze jak bedzie chciala wyjsc to ja wypuszcze z domu.


Kociaki natomiast pojawialy sie w ogrodzie jedynie wieczorami i na moj widoku uciekaly. Zostawialam wiec im jedzenie i zbieralam za jakis czas puste miski. Moglam je jedynie obserwowac z daleka......az ktoregos dnia przyszly pod drzwi  kuchenne  na kolacje razem z matka......,i tak juz zostalo  do dzisiaj. Teraz przychodza codziennie o stalej godzinie. Nieraz ich nie widze caly dzien a jak tylko zbliza sie 7 wieczor to leca pod drzwi kuchennie z roznych stron ogrodu.  Nieraz jestem czyms zajeta w ogrodzie ....to tak pyskuja ,ze musze przerwac prace i szybko dac im  jesc.Najbardziej zarloczny jest ten podobny do matki. ..chyba to jest kocur.Jest z nich najwiekszy i chyba juz przerosl matke... Jest tak pododny do matki ,ze nieraz go mylilam z matka.....wiec nazwalam go Pelasiowy....:-))) Ja to wogle jak zykle jestem zakrecona i dlugo myslalam,ze ona ma 3 kociaki. Dopiero jak przyszly wszystkie razem to okazalo sie ze jest ich 4........ ......poprostu myslilam tygryska z sowka....:-)))





Upalne noce zazwyczaj spedzaly na krzeslach . Poniewaz jestem "nocny Marek"to nieraz do nich zagladalam. Ktorejs nocy zrobily taki wrzask, ze polecialam zobaczyc co sie stalo. Okazalo sie,ze przyszedl tez szop na kolacje a matka probowala go przepedzic. Szop byl mlodziutki sam bardzo przestraszony ale dla kociakow stanowil zagrozenie.



W Polsce nie spotyka sie tak na codzien szopow ,szczegolnie w wiekszym miescie . Pamietam  jak sie mowilo ..szop-pracz.....jednak dlugo nie wiedzialam dlaczego.......
To jest wlasnie przyklad dlaczego tak sie mowilo. Zdjecie zrobilam juz dawno temu jak kiedys bylismy na Campingu. Nasz lesny szop jak sie najdal to poszedl sobie umysc lapki...:-)))))))



Nie wiem jak dlugo kociaki beda przychodzic na kolacje ale mam nadzieje,ze do zimy sie odchowaja. Matka juz nie przyznaje sie do nich i na nie warczy. One nadal sa dzikie chociaz przychodza na jedzenie. Zagladaja do kuchni ale wystarczy jeden ruch i uciekaja. Trzymaja sie na dystans....i nie dadza zbyt blisko do siebie podejsc.....................................................................................

Zycze Wam udanego tygodnia

                       wiewiorka

2 comments:

Susan said...

Kotki i szop piękne!
Zapraszam do mnie po muffinkę. Jestem naprawdę pod wrażeniem Twojego bloga!

wiewiorka said...

Susan..dziekuje na pewno zajrze do Ciebie. Pozdrawiam